Blog-osławiony

Politycy na rowery…wodne!

03.03.2009 | 1 komentarz

Przeczytałem ja sobie w „Fakcie”, że politycy w Danii a konkretnie w jej stolicy czyli Kopenhadze, dojeżdżają do roboty na rowerach. Pismo to sugeruje również, aby nasi rodzimi krawaciarze na te rowery wsiedli.

Jak dla mnie to pomysł dość głupi. Faktowi dziennikarze najwyraźniej sami rowerem i to w zimie, po Polsce nie jeździli. Dania ma zupełnie inny klimat. Śniegu u nich dużo mniej niż u nas, temperatury o wiele wyższe niż nasze a tradycja jeżdżenia na rowerach jest tam zakorzenia tak głęboko jak w Pekinie.

Zastanawiając się jednak nad taką opcją, rzucił mi się w oczy jeszcze jeden mankament. Kiedy przyglądam się naszym czołowym politykom to wyraźnie widzę, że wysiłek fizyczny to coś czego albo panicznie się boją a co za tym idzie, nienawidzą albo go nigdy nie doświadczyli. Nienawiść do wysiłku fizycznego jak i intelektualnego to zazwyczaj pierwszy powód do zostania politykiem. Czyż nie tak? Przecież myślący i sprawny człowiek poradzi sobie w życiu sam i nie musi liczyć na darmowe obiadki, diety, służbowe auta i takie tam pierdoły. Polityk to ktoś na kształt inwalidy, chciałoby się rzec. Sam w tym marnym światku, wymaga ciągłej opieki i ochrony.

Wróćmy jednak do jazdy rowerem. Jest kilka opcji, które pozwoliły by politykom wspomnianym wehikułem pojechać. Na przykład z góry. W odwrotną stronę (do góry) absolutnie nie! Oni wszystko lubią robić w ten sposób.

Można by paru na rowerach podczepić pod F-16. Trzeba by jednak umiejętnie sterować samolotem w stronę Bałtyku. Jak spadną to byłoby małe prawdopodobieństwo odnalezienia. I oto chodzi!

Sposobów na pewno jest więcej, bardziej lub mniej drastycznych. Problemem jest jednak niemoc samych zainteresowanych. Nawet jeżeli by chcieli, to większość z nich nie może!

Jak by wyglądał prezydent na rowerku dziecięcym i to z bocznymi kółeczkami? Na zwykłym rowerze nie ma szans, bo do pedałów nie dosięgnie a i z balansem przecież często jest krucho.

Tu mi się przypomniał Edgar G. Temu to bym dał rower imitujący Harleya. Patrzyłbym jak biedaczyna wyciąga łapki do kierownicy i nie może. I tak całe życie nie może. A chce!

W temacie pedałów pojawia się Jan Maria. Po pierwsze to musiałby jeździć trzymając kierownicę jedną ręką bo drugą trzymałby kapelusz. To już niebezpieczne. Co do samych pedałów to założę się, że chłop ma jakieś uprzedzenia. Może wspomnienia z dzieciństwa? Zawsze jest taki zacięty.

Zjawiskowy na rowerze byłby Kalisz. Niestety nie ma rowerów o tak olbrzymich siodełkach a i sam polityk na razie mało widoczny choć myślałem, że takiemu trudno się schować.

Jest jeden polityk, który niewątpliwie wyglądałby znakomicie i nobliwie na………bicyklu. Niejaki Antoni Macierewicz.

Na rowerze marki „Ukraina” widzę oczami wyobraźni Janusza Leppera. Nie wiem czemu, widzę tu jeszcze gumofilce. Ta opalona twarz. Wraca właśnie z „dożynek”. Beztrosko jedzie zygzakiem.

Generalnie już samo wejście na rower jest dla polityka wyzwaniem. Są to w większości ludzie, którzy dawno już nic między swoimi udami nie widzieli. Nawet jak coś tam kiedyś było, to było małe i dawno temu. A teraz wsadzić tam wielki rower?!

Jest jeszcze jedna możliwość. Rowery wodne wydają się być czymś wskazanym. Może by tak naszych polityków zniosło w szuwary i pogryzłyby ich komary a nawet jak by wpadli do wody to zagrożenia śmiercią nie ma. Bidulki jak jeden posiadają niezłą wyporność. Wina zapewne, marnej diety….poselskiej.

Kategoria: Bez kategorii

Jedna myśl nt. „Politycy na rowery…wodne!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wszelkie prawa zastrzeżone ©Blog–osławiony 2014.

Projekt i realizacja DEOS
Ta strona używa cookies w celach statystycznych. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.